poniedziałek, 20 grudnia 2010

Jak się dzisiaj czuję, kiedy moje posprzątane 28 metrów puste jest jak rzadko kiedy?
Włączony telewizor ze zmieniającymi się wciąż twarzami współgra z radiem, ustawionym w chilloutowe nuty. Wyciszam, jednocześnie zagłuszając brak słów rzeczywistej osoby. Takiej, która krzątałaby się po maleńkiej kuchni, nastawiła pranie, dolała Martini do pustej szklanki…
Gdyby ktoś zapytał co dziś robiłam, odpowiem, że przekładając kartki stronic w książce nie nadążałam z ocieraniem łez. Ale o książce innym razem…muszę poukładać ją w swych emocjach, pomyśleć nad wartością, którą mi darowano, tak zupełnie bez konieczności promocji.

W mojej głowie on, oni…każdy inny, odmienny i może równie daleki.

Romans bywa, kiedy nie mogąc się opanować wchodzimy w role hien wyżerających czułość kawałek po kawałku. Pytasz mnie, czy wszystko jest jasne. Jak najbardziej, poukładałam mój drogi wszystko zgodnie z Twoimi oczekiwaniami, nie dzwonię, nie piszę, nic nie chcę, prócz ciała. Mówię to, co chcesz usłyszeć, zgodnie ze scenariuszem sztuki, w której zdecydowałam się grać. Trudno określić, czy to jedna z głównych ról, mając na uwadze moje zmienniczki…ale cóż, próby odbywają się przecież tylko w wyznaczonym przez Ciebie czasie.
Tylko dlaczego Ci nie wierzę? Orgazm osiągnął swój czas…jeszcze tylko chwila, bo za moment wskakujesz w swój dźwiękoszczelny mur. Co dzieję się ze mną, kiedy sekundę po łóżkowych rewolucjach nie umiem już do Ciebie podejść, kiedy jesteś jak eksponat otoczony kuloodpornymi szybami. Niby jesteś, niby Cię widzę, ale wszystko jakby nie dla mnie, nie moja liga.
Bywasz zamyślony, nieobecny, rozmowa się nie klei…powtarzasz w kółko, że nie mogę się zakochać…że co by się stało, gdybyś Ty się zakochał…odpowiadam zgodnie z fragmentem, który wyuczony już mam na pamięć…że przecież to nie możliwe, nierealne, to się nie dzieję…że to tylko seks.
I nie mogę spojrzeć sobie w twarz. Powtarzam naokoło wszystkim, że szczerość przede wszystkim, że to ważne, jedyne co się liczy, że dwulicowość jest jak grzech. I kłamię, chyba równie dobrze jak Ty. Wyczuwam inne emocje, które nie mogąc wydobyć się na zewnątrz wysyłają w świat swych zastępców, mających na celu zmylenie wroga.
Czy jest coś, czego z definicji nigdy nie można określić? Czy próba przeniknięcia tego do rzeczywistości byłaby co najmniej jak zdobycie innego kontynentu, ba nawet kosmosu? Czy kiedykolwiek ta super odporna szyba pęknie i rozbiję się na tysiące drobnych kawałeczków, z których już nie da stworzyć się całości? Chronisz siebie i mnie na swój własny, dziwaczny sposób. No tak przecież możemy się zranić o jakieś jej odłamki, odpryski. A rany mój drogi tak długo się zabliźniają. I tkwimy sobie tak, w tej fabryce woskowych ciał, a ocierając się o siebie tracimy odrobinę tej mazi pokrywającej nasze ciała. Grajmy więc, chyba, że jakieś ciepło, którego źródła znać nie będziemy, uczyni z nas tylko stopione, połączone plamy…tylko jaki mamy jeszcze czas…

Brak komentarzy: