czwartek, 30 grudnia 2010

Codziennie jest dobry początek…

Żeby już całkowicie zapomnieć, wymazać wszystkie obrazy kłębiące się ostatkiem sił... na to codziennie jest dobry początek…

Wbrew wszystkim zdroworozsądkowym zasadom, wbrew rozumowi, który od dawna rządzi w mym życiu, wbrew sobie przerażająco zaczęłam tęsknić. Choć upłynęło tak dużo czasu, choć inną kobietą dziś jestem i gdzie indziej tworzę swój świat, choć pogrzebałam już całą złość, i schowałam dumę do kieszeni pozbawionej dna, choć stworzyłam nowe usprawiedliwienia dla Twoich poczyń, choć nadałam imię każdej złej emocji, to nie wyzbyłam się Ciebie. Skóra ma wyryte ślady po Twoich wędrówkach ... nie sposób ich zatrzeć, nie sposób sprawić by zniknęły. Przecież wraca się myślami do zakamarków ciał, w których przyszło się chwilowo zagnieździć... wraca... prawda?, no nie powiesz mi, że nie.

Siedząc z kieliszkiem wina, które jak krew wpłynęło do mojej duszy wilgotna oddzielam wspomnienia od chorobliwie głodnych ust. Dotykam się, by nie zapomnieć smaku ciała. I co tego, że wszystko się skończyło, ważne, że było. Tak, zmieniłam się. Chcę się kochać… myśli moje krążą wokół ciała. Pamiętasz, kiedy ginęłam w Twoich ramionach, kiedy budząc się już wiedziałam, że jesteś? … jedno z moich najlepszych wspomnień. Czy byli i są inni? A jak myślisz? Oczywiście, że tak. Tylko przy Tobie już nie miałam żadnej drogi ucieczki, przy nich już tego błędu nie popełniam.

Czy nie zasłużyłam nawet na moment spotkania? Według Ciebie nie. A więc wszystko było tylko wyreżyserowanym kłamstwem. Wielcy tego świata powinni wobec tego uczyć się od Ciebie aktorstwa…powiedz mi jak to robisz.

Pewnie zignorujesz moje słowa, tak jak ja zignorowałam Twoje. Nie oczekuję niczego.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Jak się dzisiaj czuję, kiedy moje posprzątane 28 metrów puste jest jak rzadko kiedy?
Włączony telewizor ze zmieniającymi się wciąż twarzami współgra z radiem, ustawionym w chilloutowe nuty. Wyciszam, jednocześnie zagłuszając brak słów rzeczywistej osoby. Takiej, która krzątałaby się po maleńkiej kuchni, nastawiła pranie, dolała Martini do pustej szklanki…
Gdyby ktoś zapytał co dziś robiłam, odpowiem, że przekładając kartki stronic w książce nie nadążałam z ocieraniem łez. Ale o książce innym razem…muszę poukładać ją w swych emocjach, pomyśleć nad wartością, którą mi darowano, tak zupełnie bez konieczności promocji.

W mojej głowie on, oni…każdy inny, odmienny i może równie daleki.

Romans bywa, kiedy nie mogąc się opanować wchodzimy w role hien wyżerających czułość kawałek po kawałku. Pytasz mnie, czy wszystko jest jasne. Jak najbardziej, poukładałam mój drogi wszystko zgodnie z Twoimi oczekiwaniami, nie dzwonię, nie piszę, nic nie chcę, prócz ciała. Mówię to, co chcesz usłyszeć, zgodnie ze scenariuszem sztuki, w której zdecydowałam się grać. Trudno określić, czy to jedna z głównych ról, mając na uwadze moje zmienniczki…ale cóż, próby odbywają się przecież tylko w wyznaczonym przez Ciebie czasie.
Tylko dlaczego Ci nie wierzę? Orgazm osiągnął swój czas…jeszcze tylko chwila, bo za moment wskakujesz w swój dźwiękoszczelny mur. Co dzieję się ze mną, kiedy sekundę po łóżkowych rewolucjach nie umiem już do Ciebie podejść, kiedy jesteś jak eksponat otoczony kuloodpornymi szybami. Niby jesteś, niby Cię widzę, ale wszystko jakby nie dla mnie, nie moja liga.
Bywasz zamyślony, nieobecny, rozmowa się nie klei…powtarzasz w kółko, że nie mogę się zakochać…że co by się stało, gdybyś Ty się zakochał…odpowiadam zgodnie z fragmentem, który wyuczony już mam na pamięć…że przecież to nie możliwe, nierealne, to się nie dzieję…że to tylko seks.
I nie mogę spojrzeć sobie w twarz. Powtarzam naokoło wszystkim, że szczerość przede wszystkim, że to ważne, jedyne co się liczy, że dwulicowość jest jak grzech. I kłamię, chyba równie dobrze jak Ty. Wyczuwam inne emocje, które nie mogąc wydobyć się na zewnątrz wysyłają w świat swych zastępców, mających na celu zmylenie wroga.
Czy jest coś, czego z definicji nigdy nie można określić? Czy próba przeniknięcia tego do rzeczywistości byłaby co najmniej jak zdobycie innego kontynentu, ba nawet kosmosu? Czy kiedykolwiek ta super odporna szyba pęknie i rozbiję się na tysiące drobnych kawałeczków, z których już nie da stworzyć się całości? Chronisz siebie i mnie na swój własny, dziwaczny sposób. No tak przecież możemy się zranić o jakieś jej odłamki, odpryski. A rany mój drogi tak długo się zabliźniają. I tkwimy sobie tak, w tej fabryce woskowych ciał, a ocierając się o siebie tracimy odrobinę tej mazi pokrywającej nasze ciała. Grajmy więc, chyba, że jakieś ciepło, którego źródła znać nie będziemy, uczyni z nas tylko stopione, połączone plamy…tylko jaki mamy jeszcze czas…