sobota, 13 listopada 2010

Co się dzieję z kimś, kto zapomniał reguły gry? A może jeszcze inaczej, kto świadomie i celowo je zmienia, stawiając siebie w roli jednej z wielu… najgorsze z doświadczeń to żebranie o ciało
Myślisz sobie, nie jest tak źle… dwie ręce, nogi, niezły biust i za dużo tu i ówdzie. I zastanawiasz się…jak możesz nie żebrać o uczucia z takim ciałem… przecież jest niedoskonałe, chwilami brzydkie, a twarz w grymasie rozkoszy to nic co pięknem mogłoby być… no znalazł się w końcu…wszystko dookoła wraz z rozsądkiem krzyczy Ci do ucha…uciekaj…żonaty, dziecko, kochanki…ignorowanie Cię…czubek swojego nosa…zadufany w sobie egocentryk…nikt…a Ty co robisz? … lgniesz jak ćma do światła… choć chwilę bycia z kimś… z kimkolwiek…wymiana ciepła, ciała, wilgoci…silniejsze od Ciebie, Twoich zasad. Silniejsze od Twojego wstydu. Wiesz, że nie możesz, nie powinnaś. Jedynie co z tego możesz mieć to chwila rozkoszy. Stawiasz ją jednak na szali, i wszystko z nią przegrywa. Zabawne, za minut kilka odrobinę większej radości, zadowolenia, już nawet nie ekstazy, bo skrępowanie też swoją melodię w tej symfonii ciał gra. Bronisz się. I do ostatniej krwi prosisz o jeszcze. Żeby tak na Twojej drodze pojawił się ktoś jeszcze, reprezentujący partię normalnych, będący jednym z jej głównych działaczy, wygadany, nie za brzydki, elokwentny i wyrozumiały, z poczuciem humoru, ciałem, które o drugie ocierać się chcę… życzeniu jak do Aladyna z tajemnej lampy…takie zupełnie zwyczajne i aż do bólu normalne… Co stało się ze mną? Rozglądam się dookoła i widzę tylko lepszych, silniejszych, ładniejszych, mądrzejszych…nie ma wśród nich miejsca dla mnie…oddaję pole działania bez walki…tylko łzy stoją na straży moich prawdziwych emocji... gdzie, w kim, jak, przez kogo, przez co się pogubiłam…kimś dziś jestem… jako samotna i sama, z kochankiem który nawet nim nie jest, bo nie dane mu było poznanie twarzy bez przywdziewania koniecznych masek. Czuję się jak pisklę, dla którego każdy ruch to walka z czasem, powietrzem i drapieżnikami. Walka o pożywienie, niczym przekonanie o sensie swego istnienia. Ostatnio miałam dużo snów…z wypadkami, które sama spowodowałam… zboczyłam z kursu, trasy, przekroczyłam prędkość, nie zauważyłam niebezpieczeństwa…ostrzeżenie. Zadziałało, choć tak mało ostatnio na drodze brakowało do czołowego zderzenia… dosłownie chwila nieuwagi. Zastanawiam się kimś dzisiaj jesteś…brak wymiany myśli z Tobą skutecznie niwelowali mi koledzy z podwójnymi twarzami…jeden z nich publicznie mnie niszy…drugi rozwałkowuję mnie na kawałki wyrzutów po łóżkowych ewolucjach … nie narzucam się, pamiętasz nigdy więcej, choć Ty jesteś w tym wirtuozem…brak mi Ciebie, ale czy Tobie brak mnie? Najwyraźniej zupełnie nie. Lata, miesiące, nuty, słowa, wiersze, zachody i wschody, góry, doliny, kanapki, wino … wszystko wyparowało…nicość…bezmiar…chaos
Nie wiem co mam czynić, i jak siebie na nowo zbudować…mam pustkę, dziurę w miejscu, gdzie kiedyś coś jeszcze się tliło, zimno, głód i braki…stała z którą zaprzyjaźniam się wciąż na nowo…

Brak komentarzy: